rzadko bywam na wsi, w zasadzie baaaaardzo rzadko, dokładniej to tak żeby pobyć i np. dotknąć krowę to byłam może z trzy razy w życiu, albo cztery :)a w maju miałam okazję spędzić na wsi weekend :)
nie było to typowe wiejskie gospodarstwo z hektarami, bydłem, trzodą itp. raczej wiejskie siedlisko do wypoczynku ale kury były!!!
i jajko zniosły :))) znaczy się zniosła, jedna, skoro jedno jajko ;)
był stary domek
przy domu kwitła kalina, która w moich oczach stanowi nieodłączny element wiejskiego krajobrazu :)
była drewniana brama z zardzewiałą zasuwą
było dużo miejsca na rowerowe love :)
była stara stodoła, a na rogu stodoły wisiała nadszarpnięta zębem czasu podkowa
było zmurszałe drewno zapomnianych zabudowań gospodarczych
nie mogło zabraknąć zydelka :)
pod dachem domu mieszkała rodzina państwa Wróbel, którzy doczekali się licznego potomstwa i zasuwali wykonując 300% normy żeby wykarmić wrzeszczące wniebogłosy maleństwa
oto mamusia Wróblowa
nie było to typowe wiejskie gospodarstwo z hektarami, bydłem, trzodą itp. raczej wiejskie siedlisko do wypoczynku ale kury były!!!
i jajko zniosły :))) znaczy się zniosła, jedna, skoro jedno jajko ;)
był stary domek
przy domu kwitła kalina, która w moich oczach stanowi nieodłączny element wiejskiego krajobrazu :)
była drewniana brama z zardzewiałą zasuwą
było dużo miejsca na rowerowe love :)
była stara stodoła, a na rogu stodoły wisiała nadszarpnięta zębem czasu podkowa
było zmurszałe drewno zapomnianych zabudowań gospodarczych
nie mogło zabraknąć zydelka :)
pod dachem domu mieszkała rodzina państwa Wróbel, którzy doczekali się licznego potomstwa i zasuwali wykonując 300% normy żeby wykarmić wrzeszczące wniebogłosy maleństwa
oto mamusia Wróblowa
i tatuś Wróbel
a to słodkie maleństwa
gdy zbliżał się któryś z rodziców szeroko otwierały dzióbki pokazując intensywnie zabarwione gardziołka żeby skusić karmiciela do wrzucenia tam smakołyków
a na czubku wysokiego drzewa tuż obok, drozd śpiewał specjalnie dla nas (jeśli to nie drozd to mnie poprawcie)
byli wypoczęci rodzice - pobyt na wsi im służy :)))
i brat się wyrwał z domu i pojechał z nami to mu portrecik strzeliłam, a co!
Mr Mąż dbał o nasze podniebienia bo sielskimi widokami najeść się niestety nie można :)
wieczorem odbył się przed stodołą spontaniczny pokaz kazaczoka w moim wykonaniu ;)))
może to efekt uboczny nałykania się świeżego powietrza w dużej dawce, mój organizm nie jest do niego przyzwyczajony bo w Zagłębiu Dąbrowskim chowany, a może to efekt zupełnie czego innego ;) nie ważne, najgorsze, że moje ukochane kwieciste gumiaczki zostały na wsi, stara jestem i mam sklerozę ;)
wypoczywało się cudownie
ale wszystko co dobre szybko się kończy, miasto wzywa!
p.s. a na koniec tylko dla odważnych i mało wrażliwych: w stodole pod stertą drewna tata odkrył ususzonego lisa, musiały belki przygnieść biedaka gdy skradał się nocą do kurnika i tak został na lata ku przestrodze dla innych cwaniaczków;
osoby wrażliwe proszone są usilnie o nie klikanie na zdjęcie, które jest poniżej bo się powiększy, a potem już nic nie poprawi wam nastroju
a to słodkie maleństwa
gdy zbliżał się któryś z rodziców szeroko otwierały dzióbki pokazując intensywnie zabarwione gardziołka żeby skusić karmiciela do wrzucenia tam smakołyków
a na czubku wysokiego drzewa tuż obok, drozd śpiewał specjalnie dla nas (jeśli to nie drozd to mnie poprawcie)
byli wypoczęci rodzice - pobyt na wsi im służy :)))
i brat się wyrwał z domu i pojechał z nami to mu portrecik strzeliłam, a co!
Mr Mąż dbał o nasze podniebienia bo sielskimi widokami najeść się niestety nie można :)
wieczorem odbył się przed stodołą spontaniczny pokaz kazaczoka w moim wykonaniu ;)))
może to efekt uboczny nałykania się świeżego powietrza w dużej dawce, mój organizm nie jest do niego przyzwyczajony bo w Zagłębiu Dąbrowskim chowany, a może to efekt zupełnie czego innego ;) nie ważne, najgorsze, że moje ukochane kwieciste gumiaczki zostały na wsi, stara jestem i mam sklerozę ;)
wypoczywało się cudownie
ale wszystko co dobre szybko się kończy, miasto wzywa!
p.s. a na koniec tylko dla odważnych i mało wrażliwych: w stodole pod stertą drewna tata odkrył ususzonego lisa, musiały belki przygnieść biedaka gdy skradał się nocą do kurnika i tak został na lata ku przestrodze dla innych cwaniaczków;
osoby wrażliwe proszone są usilnie o nie klikanie na zdjęcie, które jest poniżej bo się powiększy, a potem już nic nie poprawi wam nastroju
..............................................
i tym optymistycznym akcentem kończąc znikam do albumowych zajęć
dzięki za odwiedziny :)
SentiMenti
a w poprzednim poście było sentymentalnie
Ty to potrafisz zrobić relację ;-)
OdpowiedzUsuńCóż za reportaż! Boski. Spędziłam sporą część wczesnego dzieciństwa na wsi u dziadków i muszę przyznać, że z sentymentem wracam myślami do tego okresu. Może nie mieszkaliśmy "aż tak wiejsko=sielsko", ale krowy, świnie, kury znam:)
OdpowiedzUsuńDzięki za relację
kochana świetna relacja,ale co tam wieś i kury.Jaki braaat! o.O :}
OdpowiedzUsuńSuper relacja i foty WOW!!!
OdpowiedzUsuńo jaka cudna opowieść. Chcę jeszcze i jeszcze i jeszcze! Kocham takie klimaty blisko natury. Zawsze wielce się jaram jak zobaczę jakiegoś dzikiego zwierza na żywo i potem wszyscy na mnie dziwnie patrzą bo ja latam jak szalona i wszystkim opowiadam z wypiekami na twarzy że widziałam prrrrrrrrawdziwą sarnę. Fakt że kiedys to przegiełam. Byłam w 7 miesiacu ciązy kiedy znaleźliśmy leżącą sarnę na naszej łące. Niewiele myśląc załadowaliśmy ją do samochodu (ja z tym wielkim brzuchem) do weterynarza a ta jak się zaczęła rzucać samochodzie. No ale dowieźliśmy ją. Trochę pożyła, polepszyło jej się ale okazało się że miała w mózgu jakiegoś pasożyta. No i stres czy ten pasożyt się przenosi czy nie... No ale było ok, sarnę dotykałam i nikt mi tego nie zabierze.
OdpowiedzUsuńzazdroszczę takiej wycieczki! nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym się wyrwać z tych ogromnych Chin, choć na chwilę na taką wieś, gdzie kury i inne tego typu ;)) i jajka świeże, i grill... ochhhhh
OdpowiedzUsuńLisa nie ogladałam z bliska, ale reszta zachęcająca- az przez pół sekundy polubiłam wieś:-) bo ja jednak miastowa jestem, tęsknię za wsią tylko z powodu hałasu i upału betonowego.
OdpowiedzUsuńMnie to się marzy domek na wsi i własny ogródek, ale z ogrodnikiem w pakiecie ;)
OdpowiedzUsuńWidać, że świetnie się bawiliście!
Na lisa nie klikałam, bo późną kolację jadłam, wolę nie ryzykować. Reszta zdjęć urocza!