piątek, 2 marca 2012

jeszcze jedna szansa...

...czyli powrót krzesła

Przeglądając w sieci zdjęcia wnętrz takich jakie lubię czyli trochę vintage trochę industrial trochę retro, zwracałam uwagę na stare najprostsze na świecie krzesła z metalowymi nogami oraz siedziskiem i oparciem ze sklejki, w necie najwięcej można ich obejrzeć pod hasłem "vintage school chair", a ja wybrałam kilka dla przykładu.

zdjęcia z tych stron:

Ostatnio oglądałam TO REWELACYJNE MIESZKANIE i trafiłam na poniższe zdjęcie, po czym zakochałam się w tych szkolnych krzesłach na amen :)

I wtedy właśnie stwierdziłam, że kształt ten jest mi znajomy, bardzo znajomy, że obcowałam z podobnym krzesłem... tylko gdzie i kiedy???
Nie musiałam długo wytężać swego spragnionego wiosny umysłu, bo żółty kolor krzesełka skojarzył mi się ze słońcem, słońce z działką, a działka z pewnym niechcianym, porzuconym, zostawionym na deszczu i mrozie krzesłem!

Pan Menti (skoro ja jestem SentiMenti, a można to napisać oddzielnie jak ktoś ma chęć, i założywszy, że wirtualne imię to Senti, a wirtualne nazwisko to Menti, to pan domu to nie kto inny tylko pan Menti ;))) - się zdziwi chłopina jak przeczyta ten wywód, ale skoro ja noszę jego nazwisko już ponad 20 lat to on może być od czasu do czasu panem Menti :), no tak ale wracając do rzeczy pan Menti przytargał przemarznięte krzesło z działki, zdziwiony, co z kolei mnie dziwi bo już nie takie złomy na moją prośbę znosił do domu.

Szału nie było, wiem...

Krzesełko dostało kiedyś ode mnie zieloną tapicerkę i jakiś czas służyło na działce, a potem wylądowało gdzieś za domkiem zapomniane... To, że tapicerka była kiedyś zielona pamiętam już tylko ja.
Ubranko z krzesła zdarłam i tapicerka wróciła do wersji wyjściowej - bordowy sexiskaj...


...z niezłym grzybkiem na oparciu :(

Obdarłam krzesło ze skaju eleganckiego i gąbki i tam było niestety jeszcze gorzej ponieważ oparcie było mokre i zbutwiałe, było też milion zardzewiałych zszywek do usunięcia.

Jedna warstwa sklejki odpadła sama, i dobrze bo następna była w zupełnie dobrym stanie :)
Wymyłam dokładnie, wysuszyłam i przeszlifowałam.

Większym kłopotem były rozklejone warstwy sklejki na brzegach oparcia.

Na szczęście tak źle było tylko na dwóch końcach oparcia, w większości sklejka trzymała się na brzegach bardzo dobrze.

Ale nie zamierzałam się poddać z powodu rozwarstwionej sklejki, przy użyciu moich papierniczych narzędzi i kleju poradziłam sobie.

Sklejka skleiła się świetnie, użyłam kleju, którym oklejam bazy albumów bo jest to klej uniwersalny introligatorski i do drewna też się nadaje :)
Potem oczywiście sporo szlifowania ale brzegi oparcia już się nie rozpadają.

Czyli sprawa oparcia załatwiona, teraz siedzisko, tu sklejka była sucha i zdrowa, miała inny feler, była do niej przyklejona gąbka i po zerwaniu tej gąbki nie dało się za żadne skarby usunąć jej resztek i kleju.

Pomogła opalarka (której notabene używam do embossingu na gorąco czyli sprzęt scrapowy okazuje się bardzo przydatny). Gąbka zniknęła, jednak klej, który był już w drewnie został tam na wieki, no trudno, ważne, że sklejka zdrowa.

A pod spodem sygnatura "74" łamane przez coś tam, może 74 to rok produkcji? 

Ok, siedzisko wyczyszczone i przeszlifowane, można zająć się stelażem.

Nóżki pomalowałam kiedyś srebrnym hammeritem ale nawet on nie dał rady.

Teraz tę starą farbę zdrapałam, zeszlifowałam papierem ściernym i został chrom z kropkami rdzy, która teraz zupełnie mi nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, nie mam nic na przeciwko ;)

Teraz w dłoń pędzel i lakierobejca.

Małe oznaczenie na pamiątkę tego, że krzesło dostało jeszcze jedną szansę, u mnie już drugą, a wcześniej... nawet nie wiem skąd ono się wzięło u mnie na działce...

Szycie podusi przy tym wszystkim to mały pikuś, ten fabryczny motyw mi tu pasuje :)

I tak oto krzesło po reinkarnacji cieszy me oczy :)))

Szaro u nas dziś więc i zdjęcia słabe...

A podusia z drugiej strony jest inna, wiosenna :)

Mogę pomalować oparcie i siedzisko na jakiś kolor ale na razie niech sobie będzie ta stara wysłużona sklejka, za to poduszki mogę zmieniać zależnie od nastroju...

Oto vintage prawdziwy, nie stylizowany...

Nie zanudziłam?

dzięki za odwiedziny :)
SentiMenti

a w poprzednim poście było:
album o miłości

16 komentarzy:

  1. Ty masz cały warsztat, za co się nie weźmiesz, to pięknie to odnawiasz ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, to się nazywa PRAWDZIWE ViNTAGE:) Świetna robota!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam do Ciebie zaglądać, bo zawsze coś fajnego wyczarujesz! Przyznam szczerze, że to nie koniecznie moje klimaty, ale tak fajnie wszystko opisujesz, pokazujesz, że nie mogę się oprzeć. Nie, nie zanudziłaś mnie! Czekam na więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zanudziłaś!!!Więcej takich smacznych kąsków prosimy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha , ha , a nie łatwiej wyrzucić i nowe na wysypisku znaleźć - no nie łatwiej bo trzeba coś wykrzesać z takich umarlaków . Twoja nowa podczytywaczka . W tym miejscu dziękuję za blog i za DIY białej ławeczki , też taka zrobię . :)

    OdpowiedzUsuń
  6. nie zanudziłaś,ja siedzę z gębą otwarta i w szoku pozostając chylę czoła!!!!!!!!!też kocham te krzesła-ale ja bym odpuściła :p.Efekt jest godny podziwu ,naprawdę

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne! Krzesło wygląda wspaniale, a Ty przez swoje podejście uczłowieczasz przedmioty!

    OdpowiedzUsuń
  8. Droga Senti:)
    Klej znam, doceniam, używam przez lata i lubię bardzo:)ale sklejki nie próbowałam:)
    Powiem krótko, przy rozklejeniu i grzybie bym wymiękła i wyrzuciła, choć moje dzieci nie takie starocia widziały w mnie w domu...
    Przytargane np. ze śmietnika:) co to moje okna na niego wychodzą i chyba sobie kupię lornetkę, bo dzieci mówią, że obciach im robię totalny przyglądając się skarbom tam pozostawionym..:)
    i wisząc do połowy człowieka( mam krótkie nogi) z trzeciego piętra za oknem, co już zakrawa na lekkomyślność:)

    Faktycznie dałaś dużą szansę krzesłu:)
    Miało być krótko, a wyszło jak zawsze:)
    pozdrawiam serdecznie:)
    K.

    OdpowiedzUsuń
  9. nie zanudziłaś, do Twojego mieszkania wpasował się idealnie...a co do tego REWELACYJNEGO MIESZKANIA z linku - nie jest nawet w połowie tak fajne jak Twoje ani tak ciekawe...Pozdrawiam Cię Asiu

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam oglądać Twoje renowacje! Dochodzi nawet do tego że czasem omijam scapowe wpisy oczekując tylko jak znów nadasz nowe życie jakiejś szafeczce, krzesłu czy lampie.
    Aczkolwiek dziś się odrobinę zawiodłam, myślałam że w rezultacie krzesło będzie takie żółte! albo ewentualnie w innym żywym kolorze:) Ale oczywiście wiem, że tak bardziej pasuje do Twojego mieszkania, a ja mam obsesję na punkcie kolorów:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Artsandro, no właśnie, zakochałam się w żółtym krzesełku, a potem jak zobaczyłam tę stara sklejkę to żal było mi ją zamalować, ale na szczęście gdybym się odważyła na kolor to oparcie i siedzisko wystarczy tylko troszkę przygotować, pół godzinki na malowanie i już, kto wie... kto wie...
      :)))

      Usuń
  11. Masz talent do nadawania przedmiotom drugiego życia... Wszystko co trafi w Twoje ręce wychodzi z nich wielokrotnie piękniejsze :) Wybierasz fajne retro klimaty, które kojarzą się z 2 połową lat XX, a obecnie są szalenie modne :) Ponadto masz mieszkanie oparte wyłącznie na tym stylu, co daje niesamowity efekt.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. nie zanudziłaś . doprowadziłaś do nieopanowanej zazdrosci. że nie każdy ma taki dar, ide pochlipac . świetne to krzesełko.pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak ja bym chciała tak umieć Asiu:) Podziwiam i jeszcze raz podziwiam to jak ożywiasz "trupy". I jeszcze sposób w jaki to potem opisujesz...

    OdpowiedzUsuń
  14. Ekstra!!!
    Trafiłam tu zupełnym przypadkiem a dostałam gotową receptę na 'sklejkowy' stolik, który stoi zapomniany, zresztą!! na działce też mam krzesło podobne!
    Tyle że ja moje potratuję na biel. Za jakiś czas :-).
    Dzięki, dzięki!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. wow... jak zwykle zachwycasz...

    OdpowiedzUsuń