Jest w domu jeszcze jedno krzesło, które czekało grzecznie w kolejce na odświeżenie, najstarsze z wszystkich naszych mebli, przedwojenne. Krzesło z historią, którą ja współdzieliłam od małego ponieważ pochodzi z mieszkania mojego stryjostwa w Sopocie, w którym to mieszkaniu spędzałam wszystkie wakacje :)
Nie mam zdjęcia krzesła w jego oryginalnej szacie ale znalazłam w necie prawie identyczne, różnią się tylko tym, że moje ma na oparciu wyrzeźbiony ładny motyw, a te go nie mają, moje miało trochę ciemniejsze wybarwienie drewna i skóra też była w ciemniejszym odcieniu.
Przemalowałam to krzesło na biało już parę lat temu (może teraz zostawiłabym je w oryginalnym kolorze ale cóż, jest jak jest), zrobiłam też mu wtedy białą tapicerkę i musiałam skrócić mu nóżki ponieważ nasz stół stał przy kanapie i też został obniżony, a krzesłom, które stały przy stole musieliśmy dostosować wysokość, tak więc ładne ozdobne wykończenie nóżek na dole przepadło niestety.
Teraz krzesło już nie musi być takie niskie więc dostało drewniane protezy, które pomalowałam na czarno.
Dostało nową tapicerkę z mojej ulubionej ostatnio tkaniny z Ikei. Mam też ozdobne gwoździe - ćwieki, którymi wykończona była tapicerka ale chyba już ich nie będę wbijać.
O, a tu widać ładnie ten rzeźbiony motyw.
I tak wygląda krzesło dziś.
To krzesło nie musi być piękne ani wygodne, mam teraz tyle miejsca, że może sobie stać i wcale nie służyć do siedzenia bo ma pewną wartość dodaną i najważniejszą, zawsze jak na nie patrzę to mam przed oczyma chwile, które już nie wrócą czyli wszystkie spędzone u rodziny w Sopocie radosne wakacje...
dzięki za odwiedziny :)
SentiMenti
naprawdę nie przestajesz mnie zadziwiać, jest śliczne
OdpowiedzUsuńzazdroszczę posiadania miejsca na trzymanie takich cudności
Niebanalne, niepowtarzalne, cudo... ale czego innego można by się spodziewać na tym blogu? :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z nad morza
Alicja
wow
OdpowiedzUsuńcudne
ajaj! ja bym się chyba nie odważyła! :) moja dusza rozdarta jest między shabby chic a antykami! Jak dostanę coś takiego 'a la' średniowiecznego, mosiężnego, czy z ciemnego drewna to walczę wewnętrznie ze sobą przez kilka(naście) dni lub i dłużej, gdyż żadna ze stron moich dwóch "ja" nie może zwyciężyć w bitwie o przemianę przedmiotu - biały (albo ogólnie shabby) czy 'a la' staroć..... ;( ;(
OdpowiedzUsuńTeraz odnawiać stary (bardzo!) wieszak - deska mocno zniszczona, z reliefem - uratowałam co się dało, uzupełniłam troszkę ubytki jak umiem i maluję na biało z szarymi przecierkami, ale same wieszaki były tak mocno brudne, z patynowatym nalotem - myślałam że rdza jakaś, albo ogólnie już taki staary zaśniedziały badziewny metal...ale podjęłam walkę i okazało się, że to mosiądz! Nie miałam serca go pomalować! Po prostu nie mogłam :)
:) Obiecuję sobie że jak gdzieś zaglądam to chociaż coś po sobie zostawię . Ale mam czas na komentarz . Bardzo fajnie wyszło krzesło - nowocześnie . Ja bym nie miała serca uciąć im nóg , ale jak już ucięte zostały , to póżniejszy efekt jest naprawdę w Twoim stylu i pasuje do całości jaką tworzysz .
OdpowiedzUsuńjesteś meblową czarodziejką :)
OdpowiedzUsuńcudne krzesło z historią, materiał piękny i ja nigdy bym nie wpadła na to, żeby obić nim krzesło - no ale nie mam Twojego zmysłu, więc w sumie się sobie nie dziwię ;)
pozdrawiam ciepło
Kasia
Odważnie! I wyszło pięknie i lekko :)
OdpowiedzUsuńNowy blogowy banner - jestem za! Zwłaszcza, że jest na nim cudnie szalony fotel 366 :)))
nie ma co żałowac pierwotnej postaci, do Twojego wnętrza i tak miał się nijak , nawet jako odskocznia zupełna, nie widzi mi sie u Ciebie w pierwotnej wersji - tak jest gitesmajonez - właściwie cala Ty- inny być nie mógł ...
OdpowiedzUsuńmyślę, jak Renata. świetnie ci krzesło wyszło! rewelacja!
OdpowiedzUsuńjesteś źródłem nieustających pomysłów a dla innych inspiracją -gratuluje:)
OdpowiedzUsuń